Szkoła. Kto ją
lubi ma podnieść rękę. Ah… już widzę ten las rąk. W sumie szkoła byłaby fajna,
gdyby nie to, że trzeba się uczyć. Ale pomyślcie o Hogwarcie. Wam też nie
przyszedł list z tej oto szkoły? Mój na bank zabłądził po drodze. Ale na całe szczęście
i nieszczęście Voldemort to wezwanie
dostał.
Jednak zacznijmy
od początku. Zaraz z samego rano szanownego Draco Malfoya obudził przeraźliwy
pisk. Nie, to nie fanki na widok Justina Biebera, to nie kto inny jak Lord
Voldemort. Dracon jako zakochany chłopak zaraz po 2 godzinnym ogarnianiu włosów
pobiegł do Czarnego Pana. Oczywiście nie obyło się bez poślizgu na schodach.
- To nie moja wina, że jak patrzę na schody to mi się
stopnie ruszają- wytłumaczył Dracon.
- Nie pij więcej- odpowiedziałam.
Dracon wzruszył ramionami i zrobił obrażoną minę. Co tu dużo mówić… Po prostu się fochnął.
Pobiegł do salonu. Zobaczył Voldemorta. Oczy mu zaszkliły… Pomyślał: „Ah… jaki
on jest piękny, za co można go nie kochać?”. Może raczej za co można go kochać… Draco złożył ukłon.
Ale to nie było zwykłe, delikatnie pochylenie głowy… On czołem dotknął podłogi,
po czym powiedział:
- Panie, mogę ci w czymś pomóc?
- W sumie to tak… Spakuj mi kufer do Hogwartu!
- Do Hogwartu?- zdziwił się Dracon.- Czy czarny pan nie jest
za stary?
- Słucham? Ja za stary?-
zastanowił się Voldemort, poczym sięgnął po krem przeciwzmarszczkowy.
Niestety, on ma tak jak moja
babcia, nawet ten cudowny krem mu nie pomaga. Musi się po prostu pogodzić, że
będzie się wyróżniał w kręgu nauczycieli. Już nawet nie mam na myśli tego
płaskiego nosa, czerwonych oczu i bladej, pomarszczonej twarzy, ale po prostu…
- Kręgu nauczycieli?-
wrzasnął Dracon, niegrzecznie mi przerywając.
- Tak, nauczycieli,
zdziwiony?- zapytałam.
Wyraz twarzy Dracona naprawdę
trudno jest opisać. Coś po między „Wow, rodzice kupili mi konika”, a „czemu
dostałem tą patelnią w twarz?”. Dodatkowo grzywka zakryła mu oczy, a on jej nie
poprawił, musi być naprawdę w szoku. W sumie nie dziwię mu się. Pewnie
wyglądałabym podobnie (poza tą opuszczoną grzywką) jakbym dowiedziała się, że
ktoś, kto mi się podoba zaczyna uczyć w mojej szkole. Z jednej strony bym się
cieszyła, ale z drugiej… nauczyciel jest najbardziej znienawidzonym
człowiekiem…
- Czego on będzie uczyć?-
zapytał Dracon.
Po chwili dostał od
Voldemorta w twarz. Ten cudowny dźwięk rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Szkoda, że tego nie widzieliście… Można się zakochać w tym jak koścista ręka
Voldemorta ląduje na Dracona policzku.
- Nie on, tylko On! Szacunku
trochę, gówniarzu jeden!- krzyknął oburzony Voldemort.
Dracon spojrzał na mnie z
chęcią mordu w oczach, a następnie powiedział:
- To czego On będzie uczyć?
- OPCM- odpowiedziałam z
„bananem” na twarzy.
Tak trochę głupio. Voldemort
będzie uczyć jak bronić się przed nim, ale ja tego nie wymyśliłam tylko
Dumbledore! Pretensje proszę kierować pod adresem: cwaniak.dumbledore@hogwart.pl
. Muszę jednak przyznać, że nie mogę się
doczekać jak Voldemort znajdzie sobie kozła ofiarnego, lizusa i donosiciela.
- Będzie ciekawie! A już się
nie mogę doczekać jak będę znęcać się nad Hermioną!- krzyknął Voldemort.
- Nie spoileruj mi tu!
W sumie tu powinnam zakończyć
rozdział, ale znowu byłby taki krótki. Napiszę więc coś co się dzieje w domu
Malfoyów.
W Malfoy Manor już od samego
rana przeważają sprzeczne emocje, jedni płaczą, drudzy się cieszą. W końcu nowe dziecko w rodzinie to cudowna
chwila. Ale tylko wtedy, gdy jest choć trochę podobne do rodziców. A mała
siostrzyczka Dracona miała czarne, kręcone włosy i śliczne zielone oczka,
dodatkowo jej lekko opalona twarzyczka wyrażała wiele pozytywnych uczuć, a
szeroki uśmiech to jeszcze bardziej podkreślał.
- Tak, tak, pisz więcej jakie
to dziecko jest śliczne, może Narcyza w końcu przyzna, że to jest jej dziecko-
powiedział Lucjusz.
Mama tego jakże słodkiego
dziecka dałaby sobie rękę uciąć, że to nie jest jej dziecko. W końcu ono jest
takie inne. Nie ma prostych, platynowych włosów, szarych oczu i bladej cery.
Może i charakterek też będzie mieć inny… Jaka by nie była i tak będzie najukochańszym dzieckiem w
rodzinie Malfoyów.
- Taa… chyba zaraz po mnie-
powiedział bardziej do siebie niż do innych Dracon.
- Draco, wstydziłbyś się!
Patrz jaka ta moja córcia kochana- powiedział, uśmiechając się Lucjusz.
Tak Lucek się uśmiechnął. Też
przeżywam szok.
- No ja na Twoim miejscu nie
byłbym taki pewny tego, że jesteś jej ojcem.
- Jak nie? Czy ona nie jest
podobna do mnie?
Wszyscy popatrzyli raz na
bobasa, raz na Lucjusza i zamilkli… Po co mu mówić? Niech się cieszy. Jednak to
jest dopiero połowa wydarzeń, które miały miejsce tamtego dnia. Gdy Malfoyowie
ustalili, że Lucjusz jest na pewno jej ojcem, zaczęli wymyślać dla niej imię.
- Wiem!- wrzasnął Lucjusz.-
Elladora, po mojej prababci, mówię wam, robiła zarąbiste ciasta miodowe.
Każdy udał, że nie słyszy propozycji Lucjusza, zresztą postąpili słusznie. I wtedy zaczęła się kłótnia. Między przekleństwami dało się słyszeć propozycje imion takich jak: Dominikqe czy Tom. Tak, ta druga propozycja padła z ust Dracona, do którego chyba jeszcze nie dotarło, że ma siostrę…
- Sophia Madeleine Malfoy- powiedziała
Bellatrix.
Nikt by się nie spodziewał,
że coś tak mądrego wymyśli tak ograniczona istota jak Bella.
- Sama jesteś ograniczona!-
wrzasnęła sama zainteresowana.
Po tej jakże wrednej
wypowiedzi na siostrę Narcyzy wpadł żyrandol… Taki los spotka tego, co mi
będzie pisał przykre rzeczy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz