Powiem szczerze, że nie podoba mi się ten rozdział. W ogóle
nie wydaje mi się być wesoły. Jednak gdy opowiedziałam go Wiki (klik) ona
wybuchła śmiechem, ale kto wie, co ona tam brała…
~*~
Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Jednak na szczęście
taki nie był. Za oknem szalała burza, strugi deszczu bla, bla, bla i tak nikomu
nigdy nie chce się tego czytać. Wiadomo, że chodzi o taką pogodę, którą z
chęcią obserwujemy. Ktoś mi postawił za szybko kropkę. Z chęcią obserwujemy
taką pogodę, siedząc w domu pod ciepłym kocykiem z gorącą herbatką w
dłoni. Jednak nie wszyscy tak robią,
zdarzają się wyjątki od reguły, tzw. dziwadła. Takim oto „dziwadłem” był
Severus Snape (tak ten, co boi się szamponu).
Ale zacznijmy od początku.
Dawno, dawno temu.
- Właściwie to wczoraj- powiedział Snape.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami.
- W rezydencji Malfoyów na obrzeżach Londynu…- dopowiedział
wredny, stary, psujący bajki Snape.
W ponurej rezydencji Malfoyów dało się słyszeć dźwięk
pisaka. Trzymał go nasz wyżej wymieniony bohater i pisał na drzwiach tym oto
czarnym (jak tęcza) pisakiem dużą literkę „F”. Normalnie to bym podała pełny
napis, ale cenzura musi być. W sumie nawet nie byłoby w tym nic dziwnego, ale owe
drzwi były wejściem do sypialni Voldemorta. Nagle usłyszał kroki, który z każdą
chwilą stawały się coraz głośniejsze. Co to może oznaczać? Hm… Chyba ktoś się
zbliża. Snape podwinął szatę do góry, pokazując przy tym swoje zgrabne nóżki i
kawałek różowych bokserek. Później już tylko dało się słyszeć dźwięk, jaki
wydawały gumowe podeszwy. Biegł, chociaż nie wiedział, gdzie dokładnie zmierza.
Co więcej… Zgubił różdżkę i kilka razy potknął się, uderzając w ścianę głową.
Normalnie napisałabym „Biedactwo…”, ale za to niecenzurowane słowo na drzwiach
do sypialni mojego Voldzia to napiszę, że nie mógł znaleźć otwartych drzwi do
pomieszczenia, w którym mógł się ukryć. Jednak jestem litościwa i naklikam, że
jednak udało mu się znaleźć schowek ze środkami czystości. Snape szybko tam
wbiegł, a drzwi za nim zamknęły się z hukiem. Otoczył go mrok, tzn. mrok
otoczył te rzeczy, które były blisko nauczyciela eliksirów. Pomachał sobie ręką
przed oczami, nie widział jej. Krew
pulsowała mu w żyłach. Z każdą minutą coraz bardziej się… pocił. Słyszał za
drzwiami rozmowę dwóch mężczyzn. Ogarnęła go panika. Poczuł, że robi mu się duszno. Zaczęło mu
brakować powietrza. Dobiegł do drzwi (właściwie zrobił dwa kroki, bo
pomieszczenie było bardzo małe). Chciał złapać za klamkę, a tam… pusto. Nie
było klamki od tej strony drzwi. Zaczął krzyczeć i prosić o wypuszczenie to.
Mmm… rozkosz dla moich uszu. Wreszcie się zemściłam.
Następnego dnia…
- Absolutnie! Nie ma mowy! Nie wybaczam Ci Severusie.
- Ależ Panie…- powiedział Severus myjąc językiem drzwi w samych różowych bokserkach.
Voldemort zignorował kocie oczka i minę zbitego psa i
powiedział do Bellatrix:
- Przynieś szampon.
Normalnie to Ron by umył Severusowi włosy, ale, że go niedawno
uśmierciłam to mam pytanie do Was: ma ktoś ochotę umyć Severusowi włosy?;)
JA! JA! JA!
OdpowiedzUsuńIdę myć mu włosy!
Dla lepszego efektu wyobrażę sobie Mosonia...
Mmmm...
Ech.. Genialnie!
Pozdrawiam, Rouse:* <3
EJJJ! I ja nic nie biorę!
UsuńTe worki to tak od picu ! XD !
Pełne humoru ja zawsze :D
OdpowiedzUsuńNajbardziej rozbawił mnie czarny jak tęcza pisak!
Pozdrawiam, Skrzat :*